Ciało

Obserwuję Patrycję pod prysznicem w internacie. Ukradkiem, niby niechcąco, rzucam wzrokiem na jej uda, które się nie schodzą, na pełne i jędrne pośladki koszykarki, na muskularne przedramiona, płaski brzuch bez fałdki.
Wewnętrznie płaczę. Płaczę, bo chcę być taka jak ona. Zgrabna, szczupła, giętka, wysportowana. Czemu nie jestem taka? Stoję samotnie przed lustrem i brzydzę się własnego odbicia. Wszystko grube, tłuste, ohydne. Fałdy, rzadka skóra zamiast mięśni, uda bez szpary, jak dwa grube bochny chleba. A na brzuchu, jak usiądę, trzy fałdy, które najchętniej wyrwałabym sobie, wycięła. Boże, jak ja się nienawidzę. Nie mam jednak silnej woli i ani grama zdolności sportowych. Z rozpaczy jem, smażone jajko przegryzam chlebem, zapijam kwaśnym mlekiem góry ubitych kartofli.
I jeszcze ciasto, a co tam i tak nic nie pomoże, że odłożę je z powrotem na talerz. Zapchana do syta, po same gardło. Chwila spokoju, ukojenia i znowu wracają… Myśli-zabójcy dobrego samopoczucia. Będę jeszcze grubsza, jeszcze większa, Straszniejsza, nie do pokochania. Dalej więc do kibla, nad muszlę. Pochyl głowę
i oddaj, co pochłonęłaś! Po co żarłaś to wszystko, ty gruba świnio! Dalej, aż do końca, wyczyść żołądek, pomęcz się teraz. Niech cię na drugi raz nie kusi. Jedzenie ładnie wygląda, dobrze robi, ale tylko jak leży na talerzu, nieruszane, nie wrzucane do tego grubego worka. Zobacz się w lustrze, ty potworze! I co jeszcze byś chciała? Umęczona rzyganiem siadam na brzegu wanny.
Lżej, o Boże, lżej! Zobacz do lustra, na pewno fałdy są mniejsze. Nie? To nic nie pomoże? Po co to wszystko robiłaś? Znowu nażrę się, powciskam w siebie. Uspokoję się, położę. Jak się prześpię, głód mi przejdzie i znowu będzie dobrze. Zjem zdrowe śniadanko, na małym talerzyku, Na podstawce od filiżanki, taką porcyjkę jak dla lalki, przecież starczy i tak będzie teraz zawsze.
Nie kończę na jednym jajku, ani na jednej kromce. Jeszcze trochę białego sera
i łyżka dżemu, jak zawsze kopiasta. Cukru potrzebuję, słodkości, dobrze mi robi. Osładza ból i uspokaja duszę.
Zapijam kawką z białym mleczkiem, dużo go daję, dużo i mieszam, długo siorbię, bo tak przyjemnie zalewa mi ciepłem zimne wewnętrze brzucha. Wszystko staje mi w gardle. Trzaskam talerzykiem w ścianę. Ze złości to robię, ze złości na samą siebie. Za słabość, za głupotę, za brzydotę tej, co to przed lustrem znowu siedzi
i patrzy na obwisłe podbrzusze, na brak mięśni, na wstrętną cerę. Na chude śmieszne ręce, co do reszty nie pasują. Najchętniej sama zdzieliłabym się pasem, takim ze sprzączką. Abym popamiętała, na zawsze, na wszystkie czasy, żeby drugiego razu nie było i kolejnego, wiecznego, niekończącego się nieszczęścia. Może jakbym się inna urodziła, może bym wiedziała, co to szczęście. Byłabym ładna, miła, wiecznie uśmiechnięta. Kręcone włosy, loczki spadające zalotnie na czoło, nie za wysokie, bez zakoli, duże oczy, biały zęby i piękne, migdałowe paznokcie. I długie nogi, tak, długie nogi bym chciała, takie jak u aktorek na filmach, u tych, które mają esprit. Ja go nie mam, bo nie odziedziczyłam, no bo po kim? Nic nie dostałam, co by mnie cieszyło, dzięki czemu bym była więcej warta, z czego bym była dumna. Szarak zwykły, mysz niepozorna. Włosy jak druty nieposłuszne, wystające przy śmiechu dziąsła, trzy tłuste fałdy na brzuchu.
Przykrywam się warstwą grubych swetrów, długich flanelowych koszul, nikt nie może odkryć, co się pod nimi kryje, jakie paskudztwo.
Ubieram tylko to, co czarne, wyszczupla, zmienia innym perspektywę patrzenia na to paskudztwo, na mnie. Chcę przechytrzyć wszystkich i też samą siebie. I nie rzucać się w oczy, żeby tylko nie wyśmiali, zostawili w spokoju i inną ofiarę sobie wybrali. A ten, który mnie może jednak kiedyś pokocha, uwierzy w moje przebiegłości, weźmie je za prawdę. A kiedy już będzie musiał mnie dotknąć, zgaszę światło, żeby tylko nie dojrzał mej skrywanej tak skrzętnie prawdy. Każę zamknąć mu oczy i ja też zamknę i będę marzyć, że leżę obok niego taka piękna, zgrabna i szczupła. Nieziemska istota, która przyciąga jak drobna, filigranowa Francuzka, lub Hiszpanka o śniadym, smukłym ciele, a może wysoka, wysportowana Holenderka, czy Szwedka, z długimi blond włosami, ach nie! Amerykanka z hollywoodzkim uśmiechem! Lalka Barbie z wystarczająco dużą przerwą między udami i talią tak cieniutką jak u osy.
Będę miała wąskie, chłopięce biodra i wcisnę się w każde dżinsy rurki, obcisła bluzka nie zwinie się na brzuchu i nie zdradzi żadnej fałdki. I będę się śmiała dźwięcznie. Swobodna, taka rezolutna, z zabawnym, suchym humorem i niskim głosem Jennis Joplin, bo on działa na większość chłopców. Z nonszalancją zapalę papierosa, napiję się czerwonego wina, a esprit samo przybędzie, szybko, szybciutko i jeszcze zdążę kogoś w sobie rozkochać.

3 Antworten zu “Ciało”

  1. Dopiero w ogólniaku zacząłem zwracać uwagę na swoje ciało. Bałem się konsekwencji zdrowotnych. Chciałem też lepiej wyglądać bo przecież ludzie oceniają po wyglądzie.

    W tamtym czasie babcia złożyła rezygnację z funkcji kucharza rodzinnego. Gotowała obiad na kilka dni. Resztę posiłków każdy miał ogarnąć we własnym zakresie. Prowadziłem eksperymenty z ograniczaniem się. Spożywałem mniejsze porcje. Starałem się omijać szerokim łukiem wszelkie słodycze. Różnie mi to wychodziło. Efekty były kiepskie.

    Udałem się po pomoc do ośrodka zdrowia. Nasłuchałem się epitetów na swój temat. Medycy uznali mnie za człowieka który nie miał realnych problemów w życiu. Po długiej dyskusji wystawili mi skierowanie do specjalisty. Kilka dni spędziłem na szpitalnym oddziale przechodząc wszelkie możliwe badania. Zalecono mi ograniczenie konsumpcji mleka, nabiału oraz produktów pochodnych ze względu na nietolerancję laktozy.

    Sąsiadka interesowała się medycyną alternatywną z dalekiego wschodu. Postanowiłem udać się na spotkanie grupy w której to działa. Było trochę magii w którą nie do końca dawałem wiarę. Uprawialiśmy yogę. Któregoś razu zaprosiliśmy dietetyczkę która każdemu poukładała jadłospis. Nadal największym problemem była dyscyplina której mi brakowało.

    Pod koniec sezonu grupa udała się w góry przeprowadzić dwutygodniowe oczyszczanie. Mieszkaliśmy w Piechowicach w skromnej chacie tuż przy szlaku turystycznym. Obiekt był do naszej dyspozycji. Właścicielka interesowała się takimi tematami więc wzięła udział w przedsięwzięciu. Spotykaliśmy się kilka razy dziennie. Składaliśmy raporty. Piliśmy soki oraz mieszanki ziołowe. Żywiliśmy się sałatkami. Odprawiliśmy dalekowschodnie rytuały. Zniesienie tamtych tortur bo tak wówczas na to patrzyłem było swego rodzaju hartem ducha.

    Gefällt 1 Person

Hinterlasse einen Kommentar