Jedno jedyne „przepraszam” mam dla ciebie. Nadal jeszcze krąży po orbicie. Niewypowiedziane, ale za to prawdziwe, to jedyne szczere. Masz po prostu jakiś przebłysk w swoim życiu. Przeze mnie w ogóle nieoczekiwany. Tak naprawdę jako ojca dawno spisałam cię na straty. Filozofuję, interpretuję, piszę, ale dla tego, co dla mnie wtedy tworzysz, do dziś nie mam jednej sensownej definicji.
Nie wiem, czy nie jest za późno na tę rozmowę między nami. Spotkanie oko w oko. Piszę ci więc z nadzieją, że znowu cię olśni i jak Ikar poszybujesz prosto do słońca. Czy nagle zrozumiesz, że i tak było można zawsze? Że nikt nie oczekuje cudów i słów niemożliwych do dotrzymania. Malucha po maturze, pół willi na łące obok po ślubie ale tylko kościelnym i innych nie osiągalnych, chwiejnych zamków na piasku i dla oczu sąsiadów.
Przepraszam, że nie powiedziałam ci wtedy dziękuję. Tak mnie olśniło to dłutko do kasztanów, ta magiczna różdżka, która w jednej sekundzie przemienia cię w Ojca Czarodzieja.
Trę oczy i nie wierzę, że i takie rzeczy delikatne mogą wyjść spod twoich twardych palców. Okaz rzemieślniczej sztuki, która tak mi do ciebie jakoś nie pasuje.
Co wrzuciłeś do czarodziejskiego kociołka, że takie cudeńko powstało? Jak nazwać te uczucia? Chciałabym razem z tobą dobrać pasujące tu słowa. Popuścić wodze lirycznej fantazji… Metafory znaleźć odpowiednie…
Mała różdżka z pięknym wyrzeźbionym wzorkiem jest w stanie otworzyć niedostępne dla ciebie serduszko.
