Kłamię, bo się boję. Prawda i tak nie jest prawdą. Moja prawda to kłamstwo, a jego prawda to ta prawdziwa prawda. Tata zawsze właśnie czeka na tę prawdziwą prawdę, na to, że się przyznam. Jak się przyznam, to nie będzie lania. Nieprawda. Zawsze i tak jest, bo kłamałam. Nie zrobiłam, ale i tak zrobiłam, więc muszę powiedzieć taką prawdę, jakiej oczekuje, jego prawdę, jego wersję wydarzeń. On
i tak wie lepiej, jasnowidz wszystko wiedzący.
Opowiadam więc bajki, umiem je tworzyć na poczekaniu. Puenta jest oczywista: tata ma zawsze rację. Historię muszę ułożyć jednak tak wyruszającą, by nie wymierzył ciężkiej kary. Artur i Tomek uczą się ode mnie. Też tak robią. Czasami musimy nawet układać wspólne scenariusze.
Kiedyś niechcący psujemy wiszący zegar z kukułką. Chcemy, by kukułka zakukała wiele razy, więc ciągniemy i ciągniemy za srebrny łańcuszek, wywabiając ją z malutkiej dziupli. Jedno z nas odrywa metalowe szyszki. Kukułka jąka się, zacina
i nie znika w domku po zakończeniu swojej jednostajnej piosenki. Zastyga w bezruchu z rozdziawionym dziobem i czeka. My też czekamy. I dzioby rozdziawione, ale z przerażenia. Co teraz będzie, kto się przyzna i kto tym razem zbierze lanie? Panicznie boję się bicia kablem, a pewnie takie za to będzie. Artura już mi teraz szkoda, bo on najczęściej dostaje cięgi. Pozostaje Tomek. Ale on przecież taki mały… Może gdy jego uczynimy winowajcą, może tata tylko się podrze i wszystko skończy się na złości i krzyku. Siadamy wspólnie przy stole, patrzę długo na milczący zegar i snuję taką oto historię…
Właśnie szliśmy na dwór, żeby nakarmić króliki, kiedy Tomek potknął się i zaczepił wełnianym sweterkiem o zwisający z zegara łańcuszek. Upadł, zerwał łańcuch razem z szyszką, a kukułka, która oznajmiała właśnie pełną godzinę, zastygła w bezruchu. Przestawiam odpowiednio czarne wskazówki. Gotowe! Scenariusz zdaje się trzymać kupy. Powtarzam go trzy razy, robię teatralne miny, ustawiam nas, aktorów dramatu, na odpowiednie miejsca na kuchennej scenie. Pouczam młodszych braci. Żadnych potknięć, zbędnych słów czy głupich spojrzeń. Ja odpowiadam za wszystkich na stawiane pytania. Żeby wszystko wyglądało prawdziwie, szczypiemy Tomka, bijemy po głowie, żeby się rozpłakał. Bijemy go, choć nie chcemy wcale tego, ale nasze razy nie są takie twarde, na pewno je wytrzyma dużo lepiej. Musi tylko zagrać tę scenę prawdziwie, a jedno jedyne zdanie, którego wymagam bezbłędnie: „To ja zepsułem kukułkę”. Może łzy najmłodszego roztopią zatwardziałe serce. Taka nasza nadzieja…
Na dźwięk samochodu taty, patrzymy sobie ze strachem w oczy. Uda się, musi się udać! Albo będzie tęgie lanie.
Nie czekamy, aż tata odkryje, co przeskrobaliśmy. Od razu przyznajemy się do winy. Przejmuję pierwsze skrzypce, przecież umiem kłamać najlepiej. Opowiadam niestworzone historie, żeby nas tylko ochronić. Tomek gra też po mistrzowsku, prosi o litość. Udaje się i jemu, i mój reżyserski popis.
Kolejne kłamstwa wychodzą coraz lepiej. Układam dzikie scenariusze, opowiadam bez zająknięcia, przeinaczam prawdę, żeby świat wyglądał wygodniej, bezpieczniej, coraz piękniej.
Najczęściej kłamię w swoim imieniu, tylko dla siebie, z czystego egoizmu. Tak strasznie boję się bicia, że poświęcam nawet własnych braci. Jednak w nocy dopadają mnie senne koszmary, budzą czarne myśli, wyrzuty sumienia. Szukam w łóżku obok małych raczek rodzeństwa, ciepła od nich bijącego, przepraszam w myślach, że zdradziłam. Utulam ich, ścieram łzy, które powinny popłynąć z moich oczu. Na drugi dzień zżarta wstydem, spełniłabym wszystkie ich zachcianki. Nieba bym im przychyliła, żeby tylko uciszyć to, co w głowie mojej się kołacze. Smutne słowa, rzewna muzyka w duszy gra nieukojonej.
Kłamię, kiedy chcę być chora i zostać w domu, sama, samiuteńka wreszcie. Delikatnie wkładam termometr do ciepłej herbaty. Tylko sam czubek, ostrożnie, bo inaczej się rtęć wyleje. 37,8 stopni wystarcza, abym dostała łyżkę syropu i została tego dnia w łóżku.
Pod kołdrą czekam spokojnie, aż wszyscy wyjdą z domu, a ja rozpocznę rozpasane życie. Kromki z marmoladą, serial na drugim i czytanie książek do woli. Potem przeglądam zawartość barku, przewalam szafy rodziców. Za każdym razem, gdy jestem chora, czytam z zielonego zeszytu, gdzie tata wiersze spisywał, kiedy był jeszcze inny. Nasyciwszy ciekawość, upycham zeszyt pod grube swetry, zacieram ślady mego całkiem dobrego samopoczucia, wskakuję pod kołdrę i czekam, aż wszyscy znowu wrócą.
W szkole moje kłamstewka stosuję często na WF-ie albo na lekcjach matematyki. Zawsze chcę być najlepsza, więc wtedy, kiedy nie jestem, bo brak mi zwinności i logiki, dostaję bólu głowy, niestrawności, która gna mnie do toalety. Wyszukuję jako usprawiedliwienia czegoś, za co nic nie mogę, siły wyższej, nie do ogarnięcia.
Strach napędza moją wyobraźnię, sprzyja mojej bujnej twórczości. Tworzę niesamowite historie, snuję wyciskające łzy opowieści. I im starsza jestem, tym więcej muszę kłamać. Świat ode mnie tego wymaga. Ja, mój dom, moja rodzina nie przystajemy do rzeczywistości.
Między tym, co we mnie drzemie, czego się uczę, a tym, co z domu wynoszę, zieje przepaść głęboka, dla mnie nie do pokonania.
Żeby przeżyć w tym świecie, z kłamstw buduję sobie drogę. Taki most zwodzony, od brzegu do brzegu. I tak żyję w dwóch wymiarach, jeden świat nie wie o istnieniu tego drugiego. To ja spuszczam most i podnoszę do góry w odpowiednim dla mnie momencie. Na moim moście jest tylko jedno miejsce – dla mnie. Ja go kontroluję, ja wydaję z niego rozkazy.
Po drugiej stronie są ci inni, ci nowi, ci dopiero poznani, często bardzo obcy. Nie wspominam im o mym starym świecie ani słowem. Zatajam bicie, przemoc, biedę, chroniczny brak wszystkiego, kolejne matczyne ciąże i niechciane dzieci. Chowam prawdę dla siebie, bo tak lepiej. Wtedy nie boli.
Mój świat to zlepki dwóch odległych od siebie rzeczywistości, dryfujących na oddalających się od siebie tektonicznych płytach. Skomplikowana konstrukcja bez logicznego planu. Nieuchwytna. Nie do pojęcia. Ale moja.

4 odpowiedzi na “Kłamstwo”
Czy to prawdziwe wspomnienia…? 😦
PolubieniePolubienie
Tak
PolubieniePolubienie
Czy ten blog to forma terapii?
PolubieniePolubienie
Pewnie w pewnym sensie tak
PolubieniePolubienie