Paryżanka

Dla babci Wandzi.

Skąd się tu wzięłaś, skąd przyszłaś, bo przecież nie ze swoimi, nie pasujesz do prostego tłumu. Kłujesz w oczy wyglądem innym, kalasz uszy dziwną mową. Nucisz swoim dzieciom obce piosenki, wierszyków uczysz ich śmiesznych na pamięć. Nawet my wnuki powtarzamy je bez końca, nie wiedząc co za tobą paplamy.
Do ciebie też mówię „babciu”, choć ten zwrot nie tak bardzo do ciebie pasuje. Nie masz nigdy chustki na głowie i brak ci ciepła przyjemnego, które inne babcie roztaczają. Coś z tobą jest inaczej, czujemy to wszyscy, Artur, Tomek i ja, ale nie Agnieszka. Tylko ją stawiasz na piedestale. Jakbyś chciała swoje winy odkupić, że najpierw to jej wcale nie chciałaś, że ze wstydem przed wsią ukrywałaś nawet jej białe pieluchy. Bo nieślubne to było dziecko, od ojca takiego, który zhańbił i nie poślubił twojej jedynej córki.
Podziwiam twoje zawsze wypielęgnowane paznokcie, pociągnięte perłowym lakierem, złote pierścienie, starannie ułożone rude loki. Szykowne ubrania wyróżniają cię z tłumu. Tak jak myśli twoje całkiem inne, z głowy twardej rebeliantki. Ubrane w słowa kalają wiejską opinią publiczną, bo kto tutaj uprawia politykę, kogo to wszystko, co w świecie się dzieje, tak naprawdę obchodzi? Kto bluźni przeciw Ojcu Świętemu, a do kościoła jednak chodzi? Umiesz bronić swojego słowa i postawić swoim, kłócić się zacięcie i dyskutować, ale też mówić tak, aby inni słuchali.
Czytasz i czytasz bez końca, regały uginają się pod książkami. Kiedyś odkrywam, że to tylko prawie wszystko kryminały. Ale skąd więc ta cała wiedza, cięta riposta, umysł matematyczny i zmysł sprytnego handlowca? 
Godzinami siedzę u ciebie na dole i czeszę twoje farbowane do końca życia włosy. Długo nie chcesz podać się nieuniknionej starości. Chcesz być jak te piękne damy ze starych filmów, które często razem oglądamy. Nieme kino, opery w niedzielne przedpołudnia, oprócz ciebie nikogo nie obchodzą takie artystyczne bzdury. 
Zarażasz mnie do nich tą miłością bezgraniczną, której nie znam od własnej mamy. Ona nigdy nie wychodzi z domu, a ty znikasz nawet wieczorami, siedzisz do północy na spirytystycznych seansach u pani Marysi. Marzę, żebyś mnie choć raz tam zabrała przedstawiła mnie tym wszystkim gadającym szyfrem duchom. Też chcę poznać przyszłość i rozmowy wasze podsłuchać. Raz jeden jedyny doświadczam takiej łaski. Ale około północy zasypiam schowana pod stołem.
Chodzimy za to często na kąpiele u pani Jańci w letnie sobotnie popołudnia. Na partyjkę pokera czy zwykłe babskie plotki u głośnej pani Krysi. Wszystkie twoje koleżanki to sama wiejska elita, kobiety z papierosem w długiej szklanej lufce, te które mają piękne futra.
Ale to ty wśród nich prym wiedziesz i to nie tylko z racji twego wieku. Ty umiesz te panie oczarować, mówisz, a one słuchają, opowiadasz – śmieją się z celnego dowcipu.
We wsi budzisz zazdrość, prowokujesz głupie plotki. Paryżanka wołają za tobą, paniusia zbyt elegancka.
Kim byłaś naprawdę? Mało wiem o twojej osobie, niechętnie zdradzasz swoje tajemnice. Nie opowiadasz wiele, jakby się bała ciągle, że otworzą się stare rany. Daleko, daleko nad mitycznym Donem zostawiłaś swoją matkę, rodzeństwo ukochane, dom rodzinny i piękne milionowe miasto. Uprowadzona w ciemną noc, przegnana przez pół Europy, poświęciłaś wojnie lata beztroskiej młodości. Co przeżyłaś? Co cię tak wyziębiło? Pytania do dziś nieodpowiedziane.
Życie spędzasz z niekochanym mężem u boku. Przypałętał się na wojennych ścieżkach. To nie mogła być miłość, tylko chwilowe oczarowania, złudzenie, że może być dobrze i ciepło.
Może promyk nadziei, że on też ze Wschodu, że zrozumie twoje cierpienia, utuli, gdy płaczesz z tęsknoty, z żalu i z głodu. Wiążesz się z gburem i prostakiem, który kosą w ciebie rzuca, bo do pola się nie nadajesz. Bije, pije, i zdradza, a ty milczysz te wszystkie lata. Zaciskasz zęby i do przodu. Jeszcze trochę, dopóki dzieci nie odejdą z domu. Gdy gniazdo pustoszeje z ostatnim odlotem, realizujesz swój plan snuty po cichu latami.
Wtedy budzi się twoja harda natura, niespodziewane siły, prawdziwa z ciebie wojowniczka. Dzielisz dom poniemiecki na dwoje, zamykasz swoje drzwi przed tym gnojem. Odtąd żyjesz na własny rachunek, skromnie, ale wolna jak żadna inna kobieta w całej okolicy.
Dzięki tobie właśnie poznaję ważne później dla mnie słowa: separacja i rób swoje.


Eine Antwort zu “Paryżanka”

Hinterlasse einen Kommentar