Dla ojca
Siedzisz godzinami wpatrzony w te wstrętne ptaszyska, których mama tak nienawidzi.
Ty je tak kochasz, doglądasz, podziwiasz. Dokarmiasz troskliwie, jak najlepszy ojciec. Tylko dla nich masz tę nieziemską cierpliwość i wieczne zainteresowanie.
Co one mają, czego nam brakuje, że nie z nami spędzasz tyle czasu?
Czemu ich nie odpędzasz? Czemu nie odrzucasz?
Czasu ci nigdy dla nich nie brakuje, dla nich wstajesz jeszcze przed słońcem. Wystawiasz je dla publiki, kupujesz, sprzedajesz, w sumie za żadne tam pieniądze. Są twoją dumą, twoim całym światem, tylko one przechodzą przez twoje pilnie strzeżone, sekretne wejście.
Ja nawet lubię te twoje gołębie, dzięki nim mamy święty spokój. Tylko mama zazdrośnie wymawia każdą twoją minutę z nimi i każdą chwilę, którą ona mogłaby mieć z tobą.
Przejąłeś tę miłość od swojego ojca. Ziemię nieurodzajną, poletko na ugorze. Czy pielęgnujesz je z nadzieją, że przyniesie obfite plony? Czy może marzysz, że ojciec cię dostrzeże i pochwali, przyjmie znowu na łono rodziny i od wydziedziczenia ocali?
Synu marnotrawny! Nadal płacisz rachunki za winy twojej młodości, za gniew buńczuczny, za złość, która w krwi płynie jak ocet. Za więzy przez to zerwane, za zbyt cienką nić porozumienia. Za błędy, które się powtarzają, a ty sam nie umiesz nas także przed nimi ustrzec.
Lepiej więc sobie taki azyl skonstruować, dokąd nikt oprócz ciebie nie chce, bo odrażasz. Tam nikt dobrowolnie nie puka i nie prosi o schronienie. Z nikim w nim nie trzeba rozmawiać, przed nikim przyznawać do niespełnienia.
Rok po roku rosną coraz grubsze mury twojej ogromnej konstrukcji. Niczyj głos przez ściany się nie przebija. Zaciemniasz w niej okna. Nikt cię może tam nie dostrzeże.
Przez lata pukamy regularnie. Osłuchuję z nadzieją grube ściany. Może jednak ktoś jeszcze jest w środku, żyje, czuje, choć przed nami tak dobrze schowany.
A ty płaczesz cichutko w kącie, sam samiutki, opuszczony. Tak naprawdę chciałbyś zawodzić donośnym głosem, on jednak w krtani ci więźnie. Coś krępuje ci ruch w kierunku okna. Tak naprawdę chciałbyś za nie szarpnąć, na oścież je otworzyć, zawołać, krzyczeć za nami: „Powróćcie!”
Nigdy nie jest za późno na rozbiórkę grubych murów. Póki życie tętni w środku, zakasujemy wciąż rękawy. Daj tylko znać, że naprawdę jesteś w środku.

Jedna odpowiedź do “Ptasiek”
Brzmi troche jak opis depresji?
PolubieniePolubienie