Wycinanki

Okno zamarznięte od zimna na dworze. Lodowe kwiaty namalował mróz. Mama mówi, że dziś taki siarczysty, a jego dzieła na szybach mimo wszystko są takie delikatne, jakby spod cienkich palców wyszły. Lubię patrzeć na te kwiaty, ale ich nie dotykam. Podziwiam tylko z bezpiecznej odległości. Ciepło mojej ręki i oddechu mogłoby je szybko zniszczyć. Piękne zawijasy, jak prawie królewskie, cieniutkie koronki na serwetkach, które kładzie się na wielkanocnych koszyczkach. Siedzę tak długo i myślę, jakby to wszystko namalować, przelać na papier to piękno samo w sobie. Mówię mamie, że też bym tak chciała, jak mróz umieć czarować. Chcę być taka jak on kreatywna, pomysłowa i w dziełach moich doskonała. Wyciągam kartkę i kreślę leciutko twardym ołówkiem cieniutkie kreseczki, malutkie pętelki. Nie wychodzi mi tak jakbym chciała, nigdy mrozowi nie dorównam. Skarżę się mamie, może ona znajdzie jakieś lekarstwo, przecież umie mnie zawsze pocieszyć. W odpowiedzi sięga do szuflady bez słowa. Stare krawieckie nożyczki… Czy to jej odpowiedź? Nożyce są za duże i za ciężkie dla mojej małej drobnej rączki. Nieporadnie chwytam je w palce. „Czekaj”, mówi mama. „To jeszcze nie koniec.” Otwieram szeroko oczy zdziwiona i czekam z niecierpliwością. Mama idzie do kredensu. Szpera tam długo i szpera. Szeleści czymś tajemniczo, nie mogę się doczekać, czym mnie dziś chce zaskoczyć?
Spodziewam się czegoś wielkiego, może nawet czarodziejskiego, tymczasem mama kładzie na stole zwykły papier śniadaniowy. I to od razu całą rolkę! Co się jej stało? Gdzie nagle jej przesadna oszczędność? Papier śniadaniowy należy do rzadkości w naszym wiejskim sklepie. Dziwię się więc, że nie szkoda jej tracić takich kosztowności na nasze popołudniowe zabawy. Odmierza linijką dokładne kwadraty i sprawnym ruchem dłoni tnie równiutkie kawałki papieru: jeden dla mnie, jeden dla niej i dla Artura też jeden, ale mały. Dosiadł się do nas i też chce uczestniczyć w naszej ceremonii. Mama składa papier na czworo i wykrawa z niego koła. Ciężkie nożyce nie są dla dzieci, więc pomaga nam cierpliwie. Wszystko jej idzie tak sprytnie i dokładnie, jakby była panią od plastyki. Potem każe nam patrzeć uważnie, co się dalej stanie. Sięga po malutkie nożyczki do paznokci. Nimi wycina malutkie dziurki, robi równiutkie nacięcia. Na każdej krawędzi jakiś wzorek, tak jak podpowiada jej wyobraźnia. Potem rozkłada te koła i wygładza je ręką na stole. Własnym oczom nie wierzę, takie piękno spod jej palców wychodzi. Też chcę stworzyć takie cuda! Prawdziwa śniegowa gwiazdka! Och, mamo, moja mamo! Mamusiu czarodziejko! Plastyczko dotąd mi nieznana! Dzięki tobie dorównam teraz mrozowi. Pokażę mu, że ja też tak już umiem. Stworzę moje własne wycinanki, koronki mroźne, śniegowe! Jestem taka ci wdzięczna, mamo, za śnieżynki, za te piękno. Kwiaty mrozu mojej wyobraźni zakwitły dzięki tobie. Pomogłaś mi ponieść się dziecinnej fantazji, stałaś się mecenasem moim, pomocnikiem w wielkiej potrzebie tworzenia. Siedziałaś tak blisko i długo, właśnie wtedy, gdy mi tego było potrzeba. Sama dałaś się dla tych kilku godzin sztuki odwieść się od ciężkiej pracy. Doceniam to, dziękuję, nie zapominam.
Do dzisiaj to dzięki tobie takie rzeczy tworzyć umiem!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Blog na WordPress.com.

%d blogerów lubi to: