LISTY DO MOJEJ KLASY

List do Artura R.

Cześć Artur! 

Nie wiem, od czego zacząć ten list do ciebie, do którego ciebie? Tego, którego znam ze szkoły podstawowej? Spod sklepu we wsi? Czy do tego, o którym usłyszałam tę okropną historię? Jak to wszystko poskładać w jeden obraz człowieka? 

Wiesz, mimo wszystko postaram się jednak pisać do obu. Do Artura, którego znałam i o którym dobrze myślałam i do Artura tego, którego nie znałam, ale nie chcę go przekreślić, nigdy z nim o tym wszystkim przecież osobiście nie rozmawiałam.

Ciężko mi odpędzić myśli, bo cisną się do głowy szalonym pędem. To chyba normalne, po tym co zasłyszałam o tobie, przychodzi mi ciężko ich uporządkowanie.
Byłeś zwariowanym dzieckiem, bardzo aktywnym chłopcem, który nie usiedział pięciu minut spokojnie na lekcji. Moja babcia powiedziałabym, tak jak wszystkie Artury. Nie interesowała cię nauka, ale za to wszystko co za oknem. Świat wsi, traktorów, ciężarówek, które czasami przyjeżdżały przez wioskę z hukiem. Koty wylegujące się na parapetach w naszej klasie. Dwa burasy, którym dokuczałeś na przerwie. Należały do naszej wychowawczyni, pani Krysi. Uwagę twą przyciągały psy szczekające na łańcuchach, piejące koguty. Wzrok zawsze zwrócony miałeś w lewo, prosto w szyby, a nie w ciemnozieloną tablicę. Pani Krysia wrzeszczała na ciebie, ciągnęła cię za uszy i za włosy mysiego koloru. Nadal mam przed oczami kolor twoich włosów starczących we wszystkie strony. Był dokładnie taki sam jak kolor swetra, który nosiłeś prawie całą zimę, w dzień w dzień ten sam, bo klepaliście biedę jeszcze gorszą niż my wszyscy. Nauczycielka darła się, wytrzeszczając oczy, a ty wciągałeś tylko głowę między ramiona i siedziałeś taki mały, zahukany, bezbronny. Kiedy brała twój zeszyt w rękę, aby wpisać kolejną uwagę i zaprosić twoją mamę na rozmowę po lekcjach, mrużyłeś tak dziwnie oczy. Wtedy można było dostrzec w nich, może to tylko moja interpretacja, złość przemieszaną z paniką. Nigdy nie widziałam, żebyś płakał, ale czułam, że aż drżysz w środku. Przed ojcem, katem. Każdy z nas wiedział, co to za potwór. Nasza pani też dobrze wiedziała, że jak twój zeszyt wpadnie mu w ręce i przeczyta jej skargi o tobie, nie będzie ci szczędził twardych ciosów. I pewnie nie tylko tobie. Zleje też w porywie wściekłości twoją mamę. Jej tak samo mi było szkoda jak ciebie. Jesteś taki do niej podobny. Nie tylko z wyglądu. Myślę, że i z charakteru, bo choć łobuziak z ciebie, masz coś dobrego w sobie. 

Drogi Arturze, uwierz mi, nigdy nie byłam przeciwko tobie. Wiem, że tak to mogłeś wtedy odczytać, kiedy pani kazała mi poprawiać twoje błędy na tablicy, ośmieszając cię przed całą klasą. Bałam się jej krzyku tak jak każde dziecko w naszej wiejskiej szkole. Ja miałam to szczęście, że nauka szła mi lekko, a ty? Ty byłeś od razu spisany na straty. Syn Leszka pijaka, wiejskiego przygłupa, rozdartego brutala, który, na szczęście dla wszystkich, w końcu się powiesił. Inaczej by się i tak zapił na śmierć tanim winem pod sklepem. Vis a vis waszego domu, miejsca tragedii, codziennych rodzinnych zbrodni. Cała wieś wiedziała, wszyscy patrzyli i jak jeden mąż odwracali głowę w drugą stronę. Zostawili was, małe bezbronne dzieci, na pastwę brutalnych wykroczeń. 

Wiesz, Artur, kiedy cię po latach spotkałam, byłam tak mile zaskoczona. Wyszedłeś z tego cało, przemknęło mi przez głowę, na ludzi. Miałeś żonę i własne dzieci.
I dobro biło od ciebie, zadowolenie, że dałeś radę wyjść z tego bagna.

Kiedy twojego ojca już nie było, zamieszkałeś w rodzinnym domu na nowo. Chciałeś się troszczyć o swoją matkę. Mówiłeś, że nie chcesz, by na starość była sama. Czułam do ciebie wielki szacunek. Rozmawiało nam się tak serdecznie. Przede mną stał wreszcie uśmiechnięty chłopak, Artur i nie mrużył oczu. „Wszystko się dobrze skończyło”, tak pomyślałam wtedy. 

Przed rokiem byłam w moim rodzinnym domu. Rzadko tam jeżdżę, bo nie mam ambicji dźwigać ciężarów starości moich rodziców. Nasze warunki w dzieciństwie były poniekąd podobne, no może twój ojciec był tylko jeszcze gorszy od mojego. Postanowiłam wyrwać się od tego wszystkiego i uciec daleko, zacząć własne życie, żeby nie podać się złu i brutalności. Zmieniłam język, nie tylko z polskiego na niemiecki. Ale z języka krzyków na spokojną komunikację, z przekleństw i obelg na dobre słowo dla każdego. Dlatego, teraz gdy to piszę do ciebie, staram się pozostać pełna szacunku w słowach do ciebie, które przelewam na papier. Nie chcę cię krzywdzić, chociaż krzywdzące słowa kłębią się w mojej głowie jak burzowe chmury… Cisną się na usta, muszę uważać, by ich nie wypuścić… Wiem bowiem
o wszystkim, co wyrządziłeś temu dziecku. 

Nie umiem ubrać w słowa żalu i rozczarowania. Zamiast opisywać, co sama czuję, wolę zadać ci kilka prostych pytań. Dlatego, pytam, dlaczego? Jak mogłeś być do tego zdolny? Jak mogłeś zaciągać ją do lasu? Miała wtedy siedem lat może osiem, była całkiem bezbronna i pewnie po prostu się ciebie bała. Przez wiele lat nie dałeś jej spokoju, zawładnąłeś jej życiem, zrujnowałeś dzieciństwo. Czy przez wszystkie te lata nie znalazłeś ani chwili na refleksję? Na przebudzenie? 

Wiesz, kiedy do ciebie piszę, krwawi mi serce, płacze moja dusza… W myślach tulę to biedne dziecko, małą, kruchą dziewczynkę. Czy zdajesz sobie sprawę, jak będzie wyglądać jej dorosłe życie? Wczuj się w jej cierpienia, przypomnij sobie własne. Popatrzyłeś jej choć raz w oczy, jak człowiek człowiekowi, jak dziecku, którym ty też kiedyś byłeś? Jak mogłeś zapomnieć tak szybko, co znaczy ból? 

Wiem, że na te pytania nigdy nie usłyszę z twoich ust odpowiedzi… Na koniec chcę ci tylko powiedzieć, że nic cię nie usprawiedliwia. Nie miałeś prawa, rozumiesz? Nie szkodzi, że sam cierpiałeś i dlatego teraz się tego dopuszczasz. 

Każdy ma wolny wybór. Ty masz wolny wybór. Tylko ty decydujesz, którą drogą podążysz. Życzę ci, aby twoja droga była drogą światła i dobra. Żeby jasność i dobro cię poprowadziły. Kiedy patrzę na naszą klasową fotografię widzę także je w twoich oczach. Przypomnij sobie tylko…

Chętnie bym sama ci to wszystko powiedziała, co spisałam na kartkach mego listu. Ale może jednak tak jest lepiej, że nigdy już cię nie spotkam.

Andżelika

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Blog na WordPress.com.

%d blogerów lubi to: