List do Krysi
Cześć Krysiu!
Na wstępie mojego listu pozdrawiam cię serdecznie. Pewnie cię interesuje, co u mnie ciekawego. Co się u mnie dzieje, widzisz z góry. Pewnie obserwujesz koleżankę ze szkolnej ławy od czasu do czasu, bo w niebie się tyle nie dzieje, co to u nas na ziemi. Najpierw napiszę ci, ale tylko w skrócie, nie da się opisać tych wszystkich lat od tak, po prostu. Przyleciały jak w śnie tak szybko. Minęło dużo czasu, odkąd widziałyśmy się ostatni raz, zanim odeszłaś nagle i za wcześnie. Wiele przeżyłam, zwiedziłam, zdobyłam i straciłam… Nic innego jak samo życie… Nie wiem, od czego miałabym zacząć moje opowieści, więc zacznę, od tego co tu i teraz. A teraz siedzę głęboko dokładnie w tym temacie, który przed laty ciebie tak bardzo nurtował, że pisałaś o tym wiersze. Wiem, ponieważ jej znaleziono, kiedy odebrałaś sobie życie październikowego poranka, a my wszyscy siedzieliśmy w autobusie do szkoły. Byłaś sama w domu. Sama, jak zwykle z wszystkimi problemami, które nie pasowały do życia dziecka. Nie miałaś nawet piętnastu lat. Boże, o czym ty wtedy myślałaś!
Dziś mam czterdzieści siedem lat i dokładnie czuję ciężar twoich myśli. Teraz mnie nurtują twoje tematy. Każdego dnia, od kilku dobrych lat, od poniedziałku do piątku i również na weekend. Moje myśli nigdy cichną, chociaż bardzo bym chciała. Głowa pełna i nieustające pukanie do drzwi jaźni? Puk-puk, puk-puk… Raz cicho raz głośniej, tak jest u mnie. Wyobrażam sobie, że u ciebie też tak było. Nie pomaga muzyka, piękne książki, bieganie, praca w domu, czy zakupy w głośnym markecie. Puk-puk, puk-puk… Teraz widzę to, co ty wtedy przed prawie dwudziestoma pięcioma laty przewidziałaś jak jakaś prorokini małoletnia. Widziałaś dokładnie oczami wyobraźni i swojej duszy wrażliwej na krzywdę innych. Pytałaś, dokąd ten świat podąża. Na pewno nie w dobrym kierunku, pisałaś. Widziałaś nas, słabych, małych ludzi, zaprzedanych dla pieniędzy, nieczułych na nieszczęście innych. Obojętnych na płacz zza ściany. Ślepych na społeczne nierówności, niewrażliwych na głód, na pragnienie, na wyzysk człowieka przez człowieka.
Żyłyśmy przecież wtedy, Krysiu, jeszcze niby w normalnym świecie. W komunistycznej, szarej rzeczywistości. Takie obrazy były wtedy tylko w telewizji, daleko, nie u nas na polskim podwórku. A teraz? Jestem w samym środku twoich wyobrażeń, twoich obaw o końcu, o wojnie, o czasach, gdzie człowiek człowiekowi wilkiem. Czy mam się bać? Czy mam się poddać?
Wiesz, chyba cały czas robię wszystko, żeby twoje przepowiednie były tylko wytworem fantazji. Niczym więcej jak złymi snami, które skończą się rankiem, gdy zadzwoni budzik.
Chociaż czasami ciężko mi wytrzymać w moim przedsięwzięciu wytrwania, wiesz, wcale nie mam zamiaru się poddać. Ciągle myślę, tak, może i naiwnie troszkę, że ja, Andżelika, mogę coś jeszcze zmienić w naszej zwariowanej rzeczywistości. Że spotkam takich jak ja naiwniaków. Że będziemy jak dzieci, pełne entuzjazmu, pchane do przodu wiarą i ochotą, aby utrzymać za wszelką cenę dobro i pokój.
Czy ty wtedy zwątpiłaś? Jeśli tak, to czemu? Niestety… Nie dasz mi odpowiedzi.
A może nawet jest tak lepiej? Sama sobie znajdę wyjaśnienia. Nie jest łatwo, to prawda, nie ma gotowych odpowiedzi, jak widzisz ciągle ich szukam.
Bardzo często wracam myślami do ciebie, wspominam twoje wiersze, gorzkie słowa rozczarowania światem. Myślę o twojej zbyt wczesnej śmierci. Szkoda, że odeszłaś tak nagle, na wieki, bez słowa. Ale ty zawsze byłaś cicha. Może gdybyśmy sobie pogadały, może bym wtedy dała radę cię przekonać, zatrzymać… Popatrz, w tym świecie, który zdaje się chylić ku upadkowi, jest wielu dobrych ludzi! Uwierz mi! Spotkałam już nie jednego. Czasami chciałabym ci ich wszystkich przedstawić. Może widzisz ich nawet wszystkich z góry… Co myślisz? Czy damy jeszcze radę? Jeśli tak, to tylko wspólnymi siłami… Czy wystarczy uwierzyć w człowieka? Wiesz, ja powtarzam od lat swoją mantrę: „nikt nie rodzi się złym, to okoliczności zmieniają nas, ale w środku, w każdym, drzemie boska iskierka zwana bezwarunkową miłością. Wystarczy się do niej dokopać. Jeden płomyk bijącej od niej jasności wystarczyłby na rozpalenie światła… I stanie się cud…”
Bajki? Myślisz, że jestem nadal jak dziecko? Ach, pewnie sądzisz, że to strasznie trudne, bo wszystko za daleko już zaszło i że nie da się cofnąć zła wyrządzonego światu, ludziom i środowisku… A ja nie chcę tak myśleć, chcę być jak dziecko, trwać przy moich marzeniach, które noszę w sercu.
Wiesz, Krysiu, bardzo cię lubiłam i lubię, nadal śnie o tobie w białej sukni i w białej trumnie… Wybacz mi odmienność zdania, ale ja będę szła swoją drogą. Gdy się kiedyś spotkamy znowu, dopowiem ci moją dalszą historię. Chcę by była z happy endem. I wierzę, że tak będzie. Podzielę się wtedy z tobą moim szczęściem i zadowoleniem. Zamiast płakać, będziemy się śmiały … Tak, obie tam wysoko na puszystej chmurce, w niebie. Będzie nam dobrze jak u pana Boga za piecem.
A widzisz? Już uśmiechasz się, gdy czytasz moje słowa.
Poczekaj jednak na mnie troszkę. Muszę jeszcze parę spraw załatwić, nie mogę tego tak tutaj po prostu zostawić!
Pozdrawiam cię więc serdecznie i cieszę się na nasze niebiańskie spotkanie.
Twoja na zawsze przyjaciółka od serca – Andżelika.
Jedna odpowiedź do “LISTY DO MOJEJ KLASY”
Miałem kolegę który jeździł rowerem z drugiego końca miasta przez las do ogólniaka. Szczupły, wysoki, długie nogi. Mówiliśmy na niego komar. Wydawał się niesamowicie pogodną osobą. Któregoś razu nie dotarł na zajęcia. Na trasie kolejowej wstrzymano ruch. Dlaczego tak? Może kiedyś powie o tym sam po drugiej stronie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba